Adrian Skowroń

eldor-picO mnie

Vintage ’87, urodzony i odchowany w miasteczku o uroczej przedwojennej nazwie Frankenstein. Z zawodu – tłumacz języka angielskiego, z zamiłowania – amatorski pisarzyna; z wykształcenia – jakieś przyrodniczo-humanistyczne nie-wiadomo-co. Fan twórczości Lovecrafta, kompulsywny kolekcjoner okultystycznych woluminów i podręczników RPG (a dzięki temu – mistrz rearanżacji książek na wiecznie zbyt małej liczbie półek).

Powstanie RPG uważam za najważniejsze wydarzenie w szeroko pojętej rozrywce od czasów pierwszych publicznych egzekucji. Mój staż w tym hobby nie należy do najdłuższych – erpegowe dziewictwo straciłem na krótko przed uzyskaniem możliwości legalnego zakupu alkoholu. Do moich ulubionych systemów należą przede wszystkim – jak na miłośnika prozy (i poezji) Samotnika z Providence przystało – Call of Cthulhu (wraz z Deltą Green) i Trail of Cthulhu. Bardzo sobie cenię Deadlands, Firefly, Dark Albion, Night’s Black Agents i starego WoDa. Czasami prowadzę różne niemądre rzeczy na FATE. Cierpię też na niezdrową fascynację settingiem Planescape.

Ale do rzeczy – czego ja tak właściwie chcę od Twojego scenariusza, Czcigodny Twórco? Otóż…

Zasad
Traktuj mechanikę poważnie. Jeżeli jesteś zbyt leniwy, by nauczyć się kilku reguł i rozpisać statystyki BNów, to Twój wybór hobby pozwolę sobie nazwać co najmniej kuriozalnym. Ale jeśli bardzo nie chcesz używać kostek – żaden problem. Taki fabularny szkielecik, który MG będzie sobie musiał przyoblec w ciało, to też jakaś forma scenariusza. Niemniej uważam, że dzisiaj naprawdę jest w czym wybierać, jeśli chodzi o lekkie, bezbolesne i darmowe zasady. Jeśli już jednak zdecydujesz się na jakieś, zwróć uwagę, czy wspierają założenia scenariusza. Bo ja zwrócę na pewno.

Zabawy
RPG są dla mnie – choć niewątpliwie wymagającą i szlachetną, to – przede wszystkim rozrywką. Moi gracze nie przychodzą do mnie na tortury ani na sprawdzian. Przychodzą na film/książkę, których są głównymi bohaterami. Będę szczery – wkurzają mnie scenariusze, w których gracze są z góry skazani na porażkę, albo szansa powodzenia jest astronomicznie niska. Pół biedy, jeśli scenariusz jest jednostrzałem o tytule „Macie Przerąbane”, a gracze wiedzą, w co się pakują. W każdym innym wypadku, starałbym się w rzucaniu im kłód pod nogi nie schodzić poniżej granicy, powiedzmy, bezkompromisowego zdrowego rozsądku.

Konkretów
Wolę scenariusze-instrukcje niż scenariusze-opowiadania. Sucha, porządnie napisana instrukcja jest mi podczas sesji znacznie bardziej przydatna, niż pseudo-opowiadanie z nielinearną narracją. Nie musisz mi opisywać typowego ponurego domostwa przez pół strony; już po słowach „ponure domostwo” nasze wyobrażenia pewnie i tak będą się w dużej mierze pokrywały. Żaden z graczy nie doceni Twych kwiecistych opisów, bo raczej nie będę ich deklamował. Będzie mnie tylko irytowało, że muszę szukać w tekście istotnych informacji, podczas gdy sesja stoi w miejscu.

Estetyki
Tu na pierwszym miejscu stawiam stosowanie się do zasad ojczystego języka. Mamy XXI wiek – nie trzeba ślęczeć nad słownikiem, żeby wyłapać błędy; pisanie z użyciem modułu sprawdzania pisowni wymaga minimum dobrych chęci. A jeśli masz problem z przecinkami i konstrukcją zdań wielokrotnie złożonych – stosuj krótsze i prostsze; nie ma w tym krztyny wstydu. I nie bój się uatrakcyjnić swojego scenariusza dla odbiorcy. Jasne – są osobnicy twierdzący, że scenariusz na Quentina powinien być samym tekstem, żeby niemądra kapituła nie dała się zwieść ładnym obrazkom. Pewnie znajdą się i postulujący przekazywanie scenariuszy do nagrania lektorowi, który przeczytałby je wszystkie możliwie monotonnym i bezpłciowym głosem, żeby niemądra kapituła nie dała się również zwieść literackiej finezji. Jednak Ty, Czcigodny Twórco, nie zwracaj uwagi na to coroczne bicie piany i – jeśli masz takie życzenie – dołącz do scenariusza tyle, ile jego elektroniczna forma zniesie: rysuj, fotografuj, filmuj, nagrywaj i co tam Ci jeszcze przyjdzie do głowy. Bo, widzisz – choć nie mam absolutnie nic przeciwko elegancko wyedytowanemu czarno-białemu tekstowi napisanemu Timesem – jestem przeciwnikiem ograniczania cudzej inwencji. A ograniczanie inwencji w konkursie na scenariusz do RPG zakrawa na jakiś ponury żart.

Porada na koniec: chociaż raz rozegraj scenariusz przed wysłaniem. To najlepszy sposób, by zobaczyć, co w nim działa, a co nie. Podpytaj graczy, co im się podobało, a co wymaga poprawek. Mogą zauważyć rzeczy, których nie wyłapiesz nawet przy dwudziestym przejrzeniu tekstu.